Archiwum luty 2005


lut 27 2005 zanim zadzwoni
Komentarze: 1

Zanim zadzwoni, zacznie cos mowic i albo bedzie dobrze albo zle chce cos powiedziec od tak ;

nie umiem inaczej, przepraszam, chce byc pewny milosci i szczescia - nigdy nikomu nie dam sie wykorzystac zranic zostawic - tego nauczylo mnie zycie i wlasnie ci ludzie. Mam sie nie przywiazywac, nie zakochiwac - co dasz mi w zamian ? Kawe w niedzielny wieczor ? Mowisz ze Cie nie zrozumiem, zebym sie nawet nie staral, co dasz mi w zamin ? Niepewność ? Mowisz , zyj chwila i ciesz sie chwila, co dasz mi w zamian ? Pewność ? Ja wyrosłem z pół-środków, pół-miłości, daje ci w zamian wszystko co posiadam - karzda tajemnice i szept. Dziele sie wszystkim o czym mysle, co czuje bo nie chce by problemy nas zwyciezyly. Mowie ci wszystko, o wszystkim nawet to co moze nie ma sensu - ale przeciez smutek, lzy i nieszczescie nie bierze sie z prozni. Chce by kazdy z nas czul sie pewnie i bezpiecznie. mial wlasna przystan, spokoj i wytchnienie. Abys kiedys gdy polyniesz za daleko wiedzial, ze zawsze masz gdzie wrocic. To piekne co piszesz, prawdziwe, szczere to wszystko jakby snem bylo ...

Wiec (...) jesli chcesz cos zamknac, zrozumiem. Gowno prawda nie zrozumiem ale nadal zostawie jedna cume na twoj okret ...

prezess : :
lut 25 2005 P.
Komentarze: 2

Może nie umiem powiedzieć co czuje - chociaż mam wrażenie że zrozumiesz nawet moje westchnienie w biegu wypowiedziane za zatrzesnietymi drzwiami. Nie boje sie mam wiare w nas ... kiedys bedzie inaczej troche latwiej - teraz dziela nas inne  uklady nie koniecznie te ktore rozumiemy - trzeba to jednak przetrwac - moze sie uda . . . wierze w  T O

a w zyciu lepiej no  

prezess : :
lut 18 2005 jakos mi ...
Komentarze: 3

Na nikogo nie mam czasu - coraz czesciej jest mi bardzo smutno - coraz czesciej gdzies sam odchodze i nie wracam - zrywam wiezy ktore lacza mnie z ludzmi - Larry mi powiedzial ze mam ich za duzo .. ze zyje inaczej niz kiedys - ze pierdolic ..itd - cos w tym jest ...

Kochanym byc i kochac ... wiesz ze jestem szczesliwy - ehhh maly nie moge - nawet dla niego - owego przyjaciela - nie mam czasu i checi - nie zapominam ludzi chociaz mnie nie rania wlasne lzy ... dzis nie pali sie neon McDonalda tak ciemno jest w moim malym pokoju - tak bardzoooo mi brak .......

prezess : :
lut 02 2005 ferleya part 1
Komentarze: 1

to opowiadanie napisalem w 2002 roku

 

Tak jak gdybyś zamknął oczy – wyobraził sobie długą uliczkę z małymi domkami i mnóstwem drzew. Tak naprawdę to ulica Ferleya tak nie wyglądała. Taki był jednak prospekt informacyjny który leżał w szufladzie jego biurka. Ulica ta nie różniła się znacznie od innych w tej dzielnicy. Ponoć kiedyś był tutaj cmentarz celtycki, ale wydawało się, że mieszkańcy ulicy Ferleya nie traktowali tego poważnie. Dokładnie sześć domów, dokładnie takich samych. Umieszczonych po jednej stronie, po drugiej zaś plac zabaw, niewielka fontanna w centralnej części niewielkiego parku. Ludzie tutaj są wierzący, ale zarazem próżni, dlatego z oszczędności czasu wybudowali niewielką kaplice, kupili świętą figurkę. Stary Illis jedyny z Ferleya nigdy nie odnosił się do tego pomysłu przychylnie. Inni cieszyli się zaoszczędzonym czasem i widokiem boga spoglądającego na ich domy. Po pewnym czasie zaczęto mawiać, iż dzięki tej kapliczce nikt nie targa się na te domy. To prawda, cała okolica cierpiała z powodu złodziei i wszechobecnego zła – tylko nie Felery. Prowincjonalna ulica na obrzeżach dużego miasta jest w porównaniu do starożytności jak inna osada. Inne życie, inny kodeks wartości moralnych i etycznych. Wszyscy tutaj tworzą jedną całość. Nie ma nikogo wyróżniającego się z tej grupy. Sześć domów, sześcioro ludzi, sześć marzeń, sześć ideałów. W pierwszym od rzeki mieszkał stary Illis – człowiek to był szlachetny. Spokojny sędziwy pan, którego dni mijały na oglądaniu telewizji i samotnym układaniu pasjansa. Był typem człowieka, który nie miesza się w sprawy innych, nie lubił też pytań, jakie ludzie kierowali pod jego adresem. Zwykłe pytanie "Ładna dziś pogoda, nieprawdaż? „ Sprawiało mu ból. Twierdzi on, bowiem, że pytanie jest domeną słabości i niedowierzania we własne możliwości. Wykształciło go wojsko, nie zawsze mądre rozkazy i nakazy, których biedny nie może się odzwyczaić. Drugi dom zajmowała młoda, w porównaniu najmłodsza z mieszkanek pani Sarley – a raczej panna Sarley. Pracuje w pobliskiej fabryce wytopu metali kolorowych. Zajmuje się tam księgowością. Kobieta ta była niewielkiego wzrostu, postawnej figury i nie grzeszyła urodą. Wszyscy przy Ferleya dawno skazali ją na staropanieństwo. Julia chyba też przestała już poszukiwać drugiego fragmentu puzzli życia. Pracowała, gotowała i żyła w miarę możliwości dostatnio. Koleiny dom to dom pani Rastly. Starsza pani, której mąż zginął w ulicznej strzelaninie gdzieś niedaleko Dover. Nikt nic o niej nie wie. Pozostali mieszkańcy wiedzą tylko, że ma najniższy rachunek za prąd na ulicy. Ten fakt był swego czasu głośno dyskutowany. Czy aby na pewno pani Rastly ma sprawną instalację elektryczną? Viktor sprawdził też czy nie podłączyła się z nielegalną instalacją do któregoś z sąsiadów? Wszystko wyjaśniło się, gdy zobaczyli wnętrze jej domu. Kiedyś, gdy wezwała pogotowie a mieszkańcy zbiegli się szukając sensaci lub tematu do modlitwy, weszli do jej domu. W środku nie było prawie nic. Nie było lodówki, telewizora, mebli, garnków. Niczego, co było w ich mniemaniu niezbędne. Stare łóżko – a raczej materac leżący na ziemi. Czuli się wtedy winni tego, że jej nie pomagali, że nie starali się jej pomóc. Wycofali się dyskretnie a sprawę definitywnie związali kręgiem milczenia. Pani Rastly przebywa do dziś w szpitalu – ponoć miała zawał, tego jednak nikt z mieszkańców nie wie. Viktor mieszka w następnym domu, konkretnie na ulicy Farleya 4. Jest żonaty, lecz jego żona odeszła od niego w zeszłym roku. Wykupiła dom przy Farleya 5 po starej Terncy. Mieszkają osobno, chociaż nie wiedzą o tym, że stary Illis wie, że razem jedzą śniadania. Możliwe, że ich rozstanie jest tylko kwestią podziału majątku i rozdrobnieniu kapitału. Viktor pracuje na giełdzie. Sofie – jego żona, mówiła kiedyś Julii, że jej mąż ma kłopoty z urzędem skarbowym. Zaistniało, więc domniemanie, że ich rozstanie spowodowane było „trudnościami fiskalnymi”. Taka wersja pozostała w opinii mieszkańców i jej nie zmienią. Nawet gdyby teraz Sofie pokazywała rany po ciężkich bujkach z mężem nikt by jej nie uwierzył. Ludzie tutaj nie zmieniają zdania. Może tylko Joseph. Mieszkał w ostatnim niedokończonym domu. W domu tym brakowało tylniej elewacji. Brakowało wykończenia tarasu. Komentarzom nie uciekł też fakt iż Joseph jako jedyny nie pomalował w tym roku ogrodzenia. Gdzie pracuje, czy coś robi ? Pytania powracające do próżni. Nikt nawet Viktor – najdociekliwszy, nic nie wiedział. Mieszka na przeciwko ów placu zabaw. Na przeciwko starych zniszconych chuśtawek na których nikt jeszce się nie bujał. Nie pamięta też by ktoś kiedyś wspomniał coś o tym placu. On sam nigdy nie mówił o nim głośno. Znał historię mężczyzny który ponoć powiesił się na jednej z tych huśtawek. Jedynymi którzy to mogą pamiętać są Illis i pani Rastly. Joseph pracuje w domu. Nie wychodzi i ma za co opłacać rachunki. Życie prowadzi skromne. Od czasu do czasu głośniej włącza muzykę piję szampana, zajada kawior i siedzi wygodnie w fotelu – To widziała Sofia z okien swojej sypialni, chyba – nie była pewna.        

 

Mijały dni, a mineło ich dokładnie 14 odkąd dom pani Rastly stał pusty. Zmowa milczenia, którą i tak od pewnego czasu spowita była ulica stawało się nie do wytrzymania. Viktor i Sofie pojechali na zakupy – oczywiście dwoma samochodami. Sofie wyjechała pięć minut po Viktorze. Illis został sam z Josephem. Czekał na tą chwilę. Postanowił, iż odwiedzi dom pani Rastly. Pogoda była okropna. Czarne chmury spowiły okolice. Bóg jednak nie płakał, więc Illis nie zakładał swojej kurtki tylko cichutko wybiegł – na swoje możliwości bardzo szybko z domu. Otworzył drzwi domu pani Rastly – trzeba wam wiedzieć, że mieszkańcy tej ulicy nigdy nie zamykali drzwi. Bóg patrzył na nie, więc nie mogło się nic złego stać. Illis sam nie wiedział co nim kieruje. Nie chciał nic ukraść, nie chciał się naśmiewać z ubóstwa. Drzwi domu otworzyły się cicho. Wszedł do sypialni na parterze i zobaczył nagie zwłoki samego siebie- przerażony wybiegł ...

prezess : :