Komentarze: 0
obruciłem głowe, usłyszawszy nieznany mi szelest
spokojnie, z gracją i pełnym dostojeństwem
gdy obruciłem nie było już nic ...
Spokojnie szedłem prosto
prostym szlakiem wymierzonym prze ze mnie
delikatnie stąpiąc, cicho ...
znowu ów dziwny szelest ...
zatrzymałem się ...
nieodwracając - przecież to nie wypada ...
szelest trwał nadal...
ciekawością pchnięty odwróciłem głowe
znów z zachowaniem wszystkiego co znam
na mojej twarzy rysowało się poirytowanie...
coś w rodzaju - żenady...
zanim me zdrętwiałe kości zrobiły obrót
szelest ustał...
poszedłem zatem szybciej
prosto ...
drogą którą znam
delikatnie zwieszony uśmiech
mieszał się tylko z metalicznym szelestem
szelestem głośniejszym i bliższym
im ja dalej tym on bliżej
im ja głebiej tym on
niezatrzymalem się do końca
do samego końca
przeszedł, poszedł prosto
pewnie mnie przeszedł gdy stanełem na papierosa
przeszedł prosto ...
za mało
siły by się z nim zmierzyć
może to on, właśnie on się przemknoł
nie mogę powiedzieć - niezauważalnie ...
on ten kogo szukam ...
może to on ...
mój cel ...